Autor: Claudia Gray
Tytuł: Wieczna Noc
Wydawnictwo: Amber
Opis książki: W nowej szkole wszystko jest dziwne i niepokojące, a nowi koledzy chłodni i wyniośli. Szesnastoletnią Biankę dręczą co noc koszmary: w każdym śnie przedziera się przez las, uciekając przed czymś strasznym. I zawsze ratuje ją ten sam tajemniczy chłopak...
Kiedy Bianka spotyka go na jawie, wie, że znalazła pisaną jej miłość. Ale ich pierwszy pocałunek obudzi w niej nieznane przerażające pragnienie i ujawni mroczny sekret, który może okazać się zabójczy - również dla rodzącego się uczucia...
Ocena: 6/10
Po „Wieczną Noc” sięgnęłam z czystej ciekawości. Była wtedy promocja w matrasie, a że nie miałam przy sobie listy z moimi książkami, postanowiłam spróbować właśnie czegoś nowego. Do tej pory nie mogę jednoznacznie stwierdzić czy mi się podobała czy nie – co nie zmienia faktu, że kupiłam część drugą.
Szesnastoletnia Bianca, główna bohaterka zmuszona jest pójść do nowej szkoły, Akademi „Wiecznej Nocy” gdzie jej mama i tata dostali pracę. Jedynaczka, mająca ciągle rodziców na wyłączność musi nauczyć się samodzielności i odpowiedzialności. Jednak wcale jej to nie po nosie. W pierwszy dzień szkoły ucieka do lasu i wpada na tajemniczego, zielonookiego chłopaka, który od razu zostaje obiektem jej westchnień. Dzięki niemu, czy raczej dla niego postanawia dać szanse szkole, czego nie można powiedzieć o ludziach do niej uczęszczających. Skryta dziewczyna nie ma zbyt wielu znajomych, a ukochany nieznajomy w szkole nie chce z nią mieć kontaktu. Dopiero po czasie wszystkie wątpliwości zostają rozwiane, a Bianca odkrywa swoje prawdziwe ja.
Nie mogę napisać zbyt dużo, nie zdradzając tajemnic całej powieści. Spolerować wam nie będę, dlatego i recenzja będzie trochę przykrótka. Całą historią rządzą nieoczekiwane zwroty akcji, więc nie da się napisać dużo nie mówiąc o najważniejszym.
Sama powieść, cóż…No nie wiem. Przez pół książki zastanawiałam się co autorka chce przekazać czytelnikowi, zero ładu i składu. Brak logiki - i nie mówię tu tylko o umiejscowieniu i opisaniu miejsca akcji i poukładaniu hierarchii postaci, ale o styl pisarski pani Gray. Chaotyczne i nieskładne myśli zebrała w jedno i tak ciągła przez pół książki, na szczęście w drugiej połowie człowiek dostaje olśnienia i zaczyna łapać o co chodzi i jak ma być. Co do przedstawienia szkoły, to nie było w niej nic mrocznego, ot zwykły, stary i zabytkowy budynek w gotyckim stylu.
Powieść nie jest zła. Ani też powalająca. Każdy bohater ma przypisane poszczególne cechy charakteru i choćby się waliło i paliło nie zmieni się. Nie powiem, jest różnorodność, jednak większość dziewczyn w akademii to puste cizie które mają pstro w głowie, a inni znów są słynni z tego, że nie są słynni. Ale jak wspomniałam dopiero od połowy książki wszystko obraca się o 180 stopni. Tyle, że nie każdy dotrwa do tego momentu, sama miałam ochotę pizgnąć książkę i dać sobie spokój, ale jak to ja, zawzięłam się przeczytałam i nie żałuję. Mam jedynie nadzieję, że część druga jest zdecydowanie lepsza od pierwszej – ale jak to mówią: „Nadzieja – Matka głupich.”
Oprócz tego czas w książce płynie zaskakująco szybko, aż za szybko. Ledwo było rozpoczęcie roku i pierwszy dzień Bianki w szkole, a tutaj już kolacja i przygotowania do dnia następnego. Zachowania niektórych bohaterów też są czasami nielogiczne, ale o logice w tej książce już pisałam – a raczej jej braku, więc dam sobie spokój z powtórzeniami.
Jeśli ktoś szuka inteligentnej i „ogarniętej” książki to nie polecam, zawiedzie się na całej linii, jednak jak ktoś chce ot tak sobie zapełnić czas jakimś czytadłem, w którym nie trzeba zbyt dużo myśleć, to „Wieczna Noc” podpasuje mu idealnie. Język i styl, bohaterowie i cały pomysł na powieść są ubogie, i co najwyżej mogę powiedzieć, że są przeciętne, jednak książka posiada jakiś mini magnes, który przyciąga do niej. Możliwe, że to sprawka Lucasa, który w książce jest naprawdę dość ciekawie opisany – mam słabość do bohaterów płci męskiej:D
W jakimś tam stopniu, mniejszym czy większym, powieść Claudi Gray wnosi trochę powiewu nowości i świeżości w te oklepane cykle, które jak „Moda na sukces” ciągną się od długiego czasu. Widać dobrze, jakimi dziełami inspirowała się autorka pisząc tę książkę, motyw shakespearowski ma tutaj bardzo dobre zastosowanie. Nieszczęśliwa miłość, pełna przeciwności losu, waśni rodzinnych naprawdę zafascynuje przeciętnego czytelnika, mimo błędów i niedociągnięć pozwala nam puścić wodze fantazji i porozmyślać „co by było gdyby”.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Dziękuje kochane za komentarze:) Cieszę się, że stosik się podoba, mimo iż jest naprawdę minimalny – w sierpniu miałam ponad 14 książek :P
Odpowiem na pytanie Panny_Indyviduum:
Skarbie, Larysa to imię mojej praprababci która mieszkała we Francji, a że też chciałam być oryginalna dlatego wybrałam takie imię. Pół Kościoła to były Julie, następne to Weroniki, a że ja to nie wszyscy wybór padł na Larysę :)
Temat na maturę: również mi się podoba, jest już wpisany na deklarację. Kwestia tylko podjęcia decyzji co do rozszerzeń, nie ma co się porywać z motyką na słońce.
W tej chwili właśnie czytam „Królestwo Czarnego Łabędzia” i powiem wam, że książka jest świetna – mam nadzieje, że taka będzie do końca:)