sobota, 23 listopada 2013

Cholerna technologia...czyli przerwa techniczna

Witam,

Jak już każdy z was zauważył od dłuższego czasu nie pojawiają się żadne recenzje - ubolewam nad tym strasznie, ale nie mam dostępu do odpowiedniego sprzętu na którym mogłabym pracować. Mojego ukochanego laptopa szlak trafił, a tablet i telefon to nie są odpowiednie urządzenia na których umiem spokojnie i bez nerwów pracować. 
Wszystkie recenzje jakie dotychczas napisałam straciłam, teraz posłuchuję się długopisem i zeszytem, gdyż kiedy tylko przywrócone zostanie mi moje "cudo" od razu zabieram się za nadrabianie zaległości.
Czekajcie cierpliwie gdyż w przyszłym tygodniu zamierzam wrócić.

Pozdrawiam ciepło
Larysa

wtorek, 22 października 2013

A teraz całkiem z innej strony...oszuści, wszędzie oszuści...

Witam Was,

Dzisiaj chciałabym poświęcić swój tekst w całkiem innej kategorii. Nie, nie będzie recenzji filmu/płyt muzycznych czy choćby mojego pitolenia. Nie. Dzisiaj chciałabym poruszyć bardzo ważną kwestię jaką są oszuści w sieci, a uogólniając - firmy które są bandą złodziei i naciągaczy, żerujący na naiwności nieświadomych niczego młodych (i nie tylko) osób.

Z racji tego, że nie mogę podać nazwy firmy (oczywiście, pewnie zostałabym za chwilę pociągnięta do odpowiedzialności, nałożone zostałby kary bo szkodzę "dobremu" mieniu firmy) dlatego będę starała się naprowadzić Was na odpowiednią drogę. Ale do rzeczy.

Tydzień temu zaczęłam aktywnie poszukiwać pracy i znalazłam ofertę która najbardziej mi odpowiadała. Praca miała polegać na pracy przy dokumentach, odpisywaniu na maile, umawianiu spotkań i rekrutacji osób. Miała mieć elastyczny czas pracy i dogodne godziny. Nie czekając zbyt długo wysłałam maila z potrzebnymi dokumentami i czekałam na rozpatrzenie. Po 2 dniach otrzymałam maila z wiadomością, że przeszłam pozytywnie proces rekrutacji i zapraszają mnie na rozmowę kwalifikacyjną. Oczywiście, uradowana bo w końcu będzie jakiś dochód na przysłowiowe waciki (a wiadomo, życie studenta ciężkie) jak na skrzydłach frunęłam na ową pogadankę. Wtedy jeszcze nawet nie wiedziałam w jakie bagno się pakuję.

Biuro "firmy" zrobiło na mnie pozytywne wrażenie, ludzie wokół - również. Myślę: "No to mi się trafiło.". Zostałam zaproszona do gabinetu, przedstawiona i się zaczęło. Pierwsze pytanie: o sobie (to zaczynam się produkować) zwrot akcji - pani rekrutantka mówi o całej korporacji. Wszystko pięknie ładnie, pozwolę sobie mniej więcej zacytować kwestię:
"W Polsce firma działa od 21 lat, ma duże doświadczenie na rynku pracy, a od niecałego roku prosperuje również w Po***. Jej celem jest wspomaganie młodych ludzi, wprowadzenie ich w branżę itp. Wysokie dochody jakie firma umożliwia to 1600 zł miesięcznie i możliwość wspięcia się na wyższy szczebel kariery....i tak dalej i tak dalej."
Myślę sobie: "Nie jest źle, zapowiada się ciekawie i to bardzo." Na pytanie: Czy jestem zainteresowana pracą, machinalnie odpowiadam, że tak - bo w końcu kto by odmówił. Uśmiechnięta pani podaje mi arkusz i mówi, że muszę wypełnić WSTĘPNIE ANKIETĘ OSOBOWĄ która pozwoli na lepsze poznanie mojej osoby, zbierze dane do przygotowania umowy, którą otrzymam po szkoleniu które odbędzie się w niedziele. Niewiele myśląc chwyciłam za długopis i wypełniłam ankietę, złożyłam podpis. Dostałam numer i czekałam na szkolenie. I jak na złość zapomniałam sprawdzić w internecie co o tej firmie sądzą inni...a szkoda, wielka szkoda.

Niedziela nadeszła bardzo szybko. Wstałam rano i pojechałam na szkolenie. A tam...ZONK. Mina typu: Are you fu*king... , Poker Face itd. Pierwsza myśl: co to kur*wa ma być, moim zdaniem miało być siedzenie i prowadzenie dokumentów, a nie...latanie i podpisywanie umów na ubezpieczenia z innymi ludźmi. Gdzie "podpisywanie" biorę w dużą rezerwę...powinnam to nazwać - wciskaniem im tego czego sama nigdy w życiu bym nie podpisała. Mało tego, jakie 1600 zł. - tutaj mamy typową PIRAMIDĘ budowania pozycji i wynagrodzenia (pozwolę sobie pominąć co to jest, ale wydaje mi się, że w większości każdy wie, ewentualnie google pomogą). Praca przysłowiowego akwizytora/doradcy. Ale ok, dotrwałam do końca szkolenia, a na drugi dzień zostałam umówiona na spotkanie w sprawie dokończenia formalności. Zdenerwowana, zestresowana czekałam na dzień kolejny...a w nim...kolejne rewelacje.

W podziałek, czyli wczoraj wpadłam do biura z nastawieniem lekko mówiąc nieciekawym, ale spokojnie czekałam na moją kolej. Żal mi było osób które tak jak ja wcześniej, wychodziły i wchodziły w sprawie pracy z wyrazem twarzy i myślą: Kurczę, złapałam pana Boga za nogi, z poszczególnych pomieszczeń. Wreszcie się doczekałam. Grzecznie jak kultura wymaga przywitałam się, usiadłam i zaczęłam zadawać pytania...i co się okazało? Że muszę zbudować grupę osób które podpiszą umowę jakąś z której ja będę miała zysk, i tak dalej i tak dalej...mało tego. Na dzień dobry pani w uprzejmy sposób czyt. wręcz kategoryczną siłą chciała wcisnąć mi pierwszą umowę o ubezpieczenie na życie którą miałam podpisać sama ze sobą - bo w końcu kto zadba o moją emeryturę jak nie ja sama. Po pół godzinnej wymianie zdań typu: nie, nie chcę, nie nie podpiszę, nie nikt z rodziny też nie, nie nie znajomi też nie, no mówię, że nie....pani dała mi czas do namysłu do środy. Chociaż wiedziałam, że tego nie podpiszę powiedziałam jej, że nie jestem pewna czy to praca dla mnie i chcę się zastanowić zanim podpisze umowę...kolejny ZONK...okazało się, że ANKIETA którą podpisałam + dokumenty o ochronie danych to nic innego jak właśnie UMOWA. Zbladłam, padłam, nieżyłam...na trzęsących się nogach wyszłam z biura, mając nadzieję, że Bóg wysłucha moich modlitw o to by był łaskawy dla mojej głupoty, idiotyzmowi i naiwności i jakoś mnie z tego wyplątał. Nieprzespana noc przyniosła kolejny dzień...dzisiejszy.

Z odsieczą przyszła mi cała rodzina która kiedy dowiedziała się, że moim planem było pracować w firmie która ma w nazwie pierwszą literę "O" doradziła mi co robić. Dzięki wsparciu ich (głównie prawnym i psychicznym) zadzwoniłam i jednym tchem powiedziałam, że chcę zrezygnować z tego, z tej całej pożal się Boże pracy. Na szczęście (nie wiem czy tylko moje i mojej gadaniny, mam nadzieję, że nie jestem osamotniona w tym wyplątaniu się) nie było problemu. Jako iż pracy nie zaczęłam jutro jadę złożyć wypowiedzenie umowy i raz na zawsze zamykam rozdział z tą anomalią.

Tak więc kochani. UWAŻAJCIE, UWAŻAJCIE NA NACIĄGACZY, KRĘTACZY I OSZUSTÓW. Wierzyć mi się nie chce, że ja jako osoba naprawdę podejrzliwa, sprawdzająca wszystko a co najważniejsze czujna dałam się wciągnąć - na szczęście tylko w pierwsze etapy - takie kołchozu. Treść ogłoszenia zazwyczaj jest zawsze taka sama:
Firma z długoletnim doświadczeniem działająca na rynku europejskim z siedzibą w Poznaniu zatrudni osobę na stanowisku specjalisty ds. rekrutacji.
Praca polega na przeprowadzaniu procesu rekrutacji tzn.: weryfikowaniu dokumentów, zamieszczaniu ogłoszeń, odpowiadaniu na maile, oraz odbieraniu telefonów.
Proponujemy elastyczny czas pracy: minimum 2 razy w tygodniu po ok. 2,3 godziny w biurze. Niektóre obowiązki wykonuje się w domu.
Oferujemy : Bezpłatny pakiet szkoleń i pracę w miłym towarzystwie.
Wynagrodzenie: 1600 do 3000 zł miesięcznie zależne od zaangażowania.
Wymagania : niekaralność, wykształcenie średnie. Mile widziana jest komunikatywność i otwartość.
Szkoda tylko, że w tym całym "pięknym" tekście nie ma ścisłości co do: zaangażowania, na czym polega praca i wynagrodzenia (bo są przypadki gdzie ludzie pracują po kilka miesięcy za darmo). Oprócz tego w Polsce działa od niecałych kilku lat a nie jak piszą od 20. Od 20 jest na świecie - i jaki świat duży, tak wiele negatywów.

Podsumowując: przestrzegam, że gdy usłyszycie o firmie "O.." uciekajcie gdzie pieprz rośnie. Jak czytałam opinie na ich temat (plus wujek z niemiec również odpowiednią rekomendację dał) to nie mogłam uwierzyć - myślałam, a taki spam. Ale teraz wiem, na własnej skórze...to jest: JEDNO WIELKIE NIEPOROZUMIENIE Z KTÓREGO MOGĄ WYNIKNĄĆ JEDYNIE TYLKO PROBLEMY.

Wybaczcie moi kochani, że robię całkowity SPAM nie w tematyce bloga, ale czuję się zobowiązana opowiedzieć swoją historię bo może uda mi się choć w kilku przypadkach uchronić biednych ludzi chcących normalnie pracować przed takimi wyzyskiwaczami. Również proszę o nieocenianie mnie, bo w końcu każdy ma prawo do błędów - choć tego akurat mogę się wstydzić.

poniedziałek, 21 października 2013

Keri Arthur - Wschodzący księżyc & Całując grzech

Autor: Keri Arthur
Tytuł: Wschodzący Księżyc & Całując Grzech
Wydawnictwo: Instytut Wydawniczy Erica
Opis książki: Riley Janson, na co dzień zatrudniona w biurze Departamentu Innych Ras w Melbourne, skrywa niezwykłą tajemnicę. Jest rzadko spotykanym połączeniem wilkołaka i wampira, ale jej wilcza natura dominuje. Nie chce być Strażnikiem, jak jej brat bliźniak, Rhoan, który musi zabijać, aby ochraniać ludzi. Jednak nie zawsze okoliczności sprzyjają naszym planom, czasem życie decyduje za nas…Zbliża się pełnia, która wilczą część Riley bierze w posiadanie i doprowadza do burzy zmysłów. 

Na obszerną serię pani Arthur miałam ochotę już jakiś czas temu. Zaintrygowana okładkami, ciekawym opisem i obszernością całej przygody nie mogłam przepuścić okazji przeczytania pierwszej części jaka nadarzyła mi się wraz z nawiązaniem współpracy z Instytutem Wydawniczym Erica. Co z tego wynikło? Czytajcie niżej.

Akcja powieści ma miejsce w bardzo odległej przyszłości, gdzie wampiry, wilkołaki i inne człekokształtne stwory są na porządku dziennym i normalnie funkcjonują w społeczeństwie ludzkim. Główną bohaterką jest Riley Janson - połączenie wampira i wilkołaka (jednak z przewagą tego drugiego), która wraz z bratem Rhoan'em pracuje w Departamencie Innych Ras w Melbourne. Mężczyzna który odziedziczył więcej ganów wampira stoi na Straży ochrony ludzi, często zabijając osoby swego pokroju. Kiedy niespodziewanie pewnego dnia Rhoan znika, a pod drzwiami znajduje obcego, nagiego wampira Rihley wie, że to początek nadciągających kłopotów. Zbliża się pełnia, a jej wilcza natura stara się dojść do głosu. Czy dziewczyna poradzi sobie z wywrotką życiową? Tak kończy się "Wschodzący Księżyc".

Tom drugi "Całując grzech" rozpoczynamy od "niejasnej" sytuacji głównej bohaterki. Riley budzi się w nieznanym miejscu: naga, z brakiem świadomości. Wie tylko tyle, że grozi jej śmiertelne niebezpieczeństwo. Leżące obok zwłoki tylko utwierdzają ją w przekonaniu, że czym prędzej musi uciekać. Jednak zanim obmyśla plan ewakuacji, zostaje zaatakowana - na szczęście wychodzi cało z opresji, uwalniając przy okazji zmiennokształtnego chłopaka o imieniu Kade. Razem odnajdują schronienie w domku leżącym na górskich stokach, gdzie czekając na pomoc zbliżają się do siebie coraz bardziej. Wszystko może byłoby idealnie gdyby nie powrót Quinna. Jak odnaleźć się w tak beznadziejnej sytuacji? Czy Riley może zaufać komukolwiek skoro nie ufa samej sobie?

Do tej pory jestem zaskoczona tymi powieściami. Oczywiście, pozytywnie. Keri Arthur może poszczycić się tym, że w zniewalający sposób połączyła paranormal roamnce z fantastyką i akcją rodem z najlepszym filmów. Pościgi, tajemnice, walka dobra ze złem w otoczce lekkiego romantyzmu tworzy kwintesencję historii która wciąga bez reszty i nie daje chwili odsapnąć. Nie ma mowy tutaj o nudzie, czy niezrozumieniu - autorka jasno nakreśla fabułę od samego początku, prowadząc czytelnika przez morze intryg i przygód w sposób prosty i nieskomplikowany. 

Arthur pisze bardzo lekko, barwnie i plastycznie. Każde miejsce można poczuć niemal namacalnie, a w każdym z bohaterów można odnaleźć cząstkę siebie przez co "Wschodzący księżyc" jak i "Całując grzech" tylko utwierdzają mnie w tym, że ta kobieta ma talent. I to nie mały. Jestem okropnie szczęśliwa, że czeka mnie jeszcze 6 tomów opowiadających historię Riley Janson, bo niesamowicie zżyłam się z tą dziewczyną. Na pozór zwykła, przeciętna, nie wyróżniająca się młoda kobieta, a tak naprawdę zagubiona wojowniczka która nie cofnie się przed niczym byle tylko ratować najbliższych.

Jak najbardziej polecam każdemu rozpoczęcie przygód z serią "Zew Nocy". Ja po dwóch tomach, wciąż czuję głód...głód czytelniczy. Ostatnimi czasy stronię od "częściówek" jednak nie żałuję, że dałam się porwać w wir zdarzeń ze zmiennokształtnymi. Prosty i młodzieżowy język w jakim pisze autorka, pozwala całkowicie oddać się czytaniu i czerpaniu z niego co najlepsze. Piękna okładki, bezbłędny druk współgrają z treścią i wywołują uciechę dla oczu. Polecam gorąco. 

Ocena: "Wschodzący księżyc" 5/6    /    Ocena: "Całując Grzech" 5/6

Książki otrzymałam dzięki uprzejmości Instytutu Wydawniczego Erica za co serdecznie dziękuję.

niedziela, 20 października 2013

Melissa Marr - Opiekunka grobów & Charlaine Harris - Kości niezgody

Autor: Melissa Marr
Tytuł: Opiekunka grobów
Wydawnictwo: Replika
Opis książki: W niezwykle spokojnym miasteczku Claysville dochodzi do brutalnego morderstwa. Maylene Barrow, kobieta pielęgnująca wszystkie cmentarze w mieście, zostaje znaleziona we własnej kuchni w kałuży krwi. Ale szeryf nie przeprowadza śledztwa. Do Claysville przybywa Rebeka, przybrana wnuczka Maylene. Z lotniska odbiera ją Byron, syn przedsiębiorcy pogrzebowego, zakochany w niej bez pamięci. Obydwoje mają za sobą osiem lat życia poza miasteczkiem, unikania siebie i rozmów o wzajemnej miłości, obydwoje też odczuwają niezrozumiałą ulgę, wkraczając w granice Claysville.
Ocena: 4/6

Z Melissą Marr spotkałam się pierwszy raz przy powieści "Królowa Lata" której niestety nie przeczytałam do końca. Kiedy ukazała się "Opiekunka grobów" postanowiłam dać autorce jeszcze jedną szansę. I opłaciło się. Opowieść o dziewczynie zawieszonej między dwoma światami wywarła na mnie pozytywne wrażenie.

Historia opowiada losy Rebeki, przybranej wnuczki Maylene która po śmierci swojej babci powraca do Claysville - małego, malowniczego miasteczka. Na dziewczynę spada obowiązek przygotowania pogrzebu, który swoją drogą nie jest taki prosty. Ciało Maylene zostało całkowicie zmasakrowane - poszarpane i pogryzione, i nikt nie wie kto za tym wszystkim stoi. Na domiar złego dziewczyna spotyka swojego dawnego przyjaciela a zarazem kogoś więcej, Byrona - syna przedsiębiorcy pogrzebowego, który od najmłodszych lat był zakochany w Rebece. Po pewnym czasie wychodzi skrywana tajemnica babci - okazuje się, że była ona Opiekunką Grobów, a co za tym idzie teraz to na Rebekę spada cała odpowiedzialność. Nie zostaje jednak sama, gdyż Byron po śmierci ojca obejmuje funkcję Grabarza a oba stanowiska okazują się być nierozerwalnie połączone. W Claysville dochodzi do kolejnych morderstw za którymi stoją "żywi umarli". Porządek zaprowadzić muszą razem, ale czy w walce dobra ze złem odnajdą miejsce na swoją miłość? 

Romantyczny horror z nutą thrillera w tle? Oczywiście. Melissa Marr świetnie połączyła te trzy gatunki literackie tworząc jedną spójną całość, która nie dość że jest oryginalna to także świetnie wpasowuje się książki które są teraz na topie. Świetnie nakreślona fabuła, niesamowicie dobrze skrojeni bohaterowie i ta nuta grozy i tajemniczości - idealne połączenie. Warto też dodać, że wątek romantyczny nie jest oblepiony cukierkowatością i przesłodzeniem, tylko dawkowany jest umiarkowanie i w odpowiednim momencie. 

Autorka ma nad wyraz lekki styl, duże przekonanie w tym co pisze i posługuje się prostym i zrozumiałym językiem co wpływa pozytywnie na odbiór powieści. Piękna okładka harmonizuje się z treścią książki, a bezbłędny i dopracowany druk cieszy oko czytelnika.

Osobiście polecam książkę na nudne, chłodne wieczory kiedy to nie wiadomo co ze sobą zrobić. Niezobowiązująca lektura idealnie sprawdzi się wśród fanów paranormal romance, ale nie tylko. Osoby szukające powiewu oryginalności, mocnych wrażeń i nowego schematu opowieści również będą usatysfakcjonowane. Moim zdaniem autorka powinna pozostać przy takiej tematyce, a historie o wróżkach i innych efach bądź skrzatach pozostawić autorom niższej rangi.

****************************************
Autor: Charlaine Harris
Tytuł: Kości Niezgody
Wydawnictwo: Replika
Opis książki: Dwa wesela – jedno byłego chłopaka – i pogrzeb członkini Prawdziwych Morderstw sprawiają, że przez kilka miesięcy Aurora „Roe” Teagarden ma bardzo dużo na głowie, choć w jej życiu osobistym wydaje się panować zastój. Po pogrzebie Roe niespodziewanie dowiaduje się, że nieboszczka Jane Engle zostawiła jej pokaźny spadek, w tym dom z pewną wyjątkowo niewygodną tajemnicą w środku. Zanim jednak zacznie w ogóle przymierzać się do rozwikłania sprawy zagadkowej zbrodni, będzie musiała ustalić, co jest nie tak z domem na Honor Street. A Jane nie zostawiła jej jasnych wskazówek...
Ocena: 3/6

Charlaine Harris nie próżnuje. Zaraz po pierwszej części ( "Prawdziwe morderstwa") autorka uraczyła nas kontynuacją przygód szalonej bibliotekarki Aurory, która wiecznie pakuje się w kłopoty. Co zmalowała w "Kościach niezgody"? 

Życie Aurory "Roe" Teagarden jak zwykle biegnie szaleńczym tempem. Jak w pewnym filmie "Dwa wesela i pogrzeb" tak i bohaterka musi stawić czoła tym dwóch sprzecznym uroczystością. Ślub byłego chłopaka i pogrzeb członkini Prawdziwych morderstw nie idą w parze, a szkoda - może wtedy byłoby inaczej. Ale nie jest. Jednak łaskawy los sprawia, że Roe dziedziczy pokaźny spadek po Jane Engle - pieniądze i dom. Wszystko byłoby pięknie gdyby nie pewien problematyczny "dodatek" w domu. Rozwikłanie kolejnej zbrodni znów staje otworem przed Teagarden - jednak tym razem już bez większej pomocy.

Kiedy skończyłam tom pierwszy nie mogłam się doczekać kiedy zasiądę do kontynuacji, a kiedy już nadszedł ten moment - nie mogłam się doczekać kiedy ta książka się skończy. Nie jestem pewna czy autorka miała jakiś zastój czy brak weny, jednak cała fabuła się nie klei a historia zawarta w "Kościach nie zgody" w ogóle nie przypomina kryminału (nie jestem pewna czy nawet koło kryminału leżała).

Wszystko w tej książce nie trzyma się kupy i jest wręcz nieprawdopodobne: bohaterka to "dorosła" osoba której "wiecznie wiatr w oczy". Prawda jest taka, że Aurora w tej części zachowuje się jak typowa Hot nastolatka a jej szczęście jest tak ogromne, tak oszałamiająco przypadkowe, że aż nie do uwierzenia. I to niedomówione: jestem starą panną, co ja mam robić z życiem. Niestety, ale ta część do mnie nie przemawia.

Plusem jest natomiast to, że autorka nie zagubiła swojego stylu i języka. Wszystko zachowane jest tak w pierwszej części, dzięki czemu nie musimy przestawiać się na nowy tryb. Okładka jak zwykle przyciąga wzrok, a zapowiedź kolejnej części daje nadzieję, na poprawę. Mówiąc szczerze, jest to książka typu: możesz nie musisz, więc jeśli masz wolny czas i nie masz co z nim zrobić a wszystkie książki jakoś cię nie przekonują - zachęcam do podróży z Aurorą i jej pokręconymi zbrodniami.

Książki otrzymałam dzięki uprzejmości wydawnictwa Replika za co serdecznie dziękuję.

sobota, 19 października 2013

C.J. Daugherty - Wybrani

Autor: C.J. Daugherty
Tytuł: Wybrani
Wydawnictwo: Otwarte
Opis książki: Świat Allie legł w gruzach. Jej ukochany brat zaginął, a ona została aresztowana – kolejny raz. Rodzice podejmują desperacką decyzję o wysłaniu dziewczyny do elitarnej szkoły z internatem. Akademia Cimmeria nie jest jednak zwyczajną szkołą. Panują tu dziwne zasady, a uczniowie to w większości bogate dzieci wpływowych rodziców. Kiedy jedna z uczennic zostaje zamordowana, Allie zaczyna rozumieć, że Akademia Cimmeria skrywa mroczny sekret. Czy w jego odkryciu pomoże dziewczynie przystojny Sylvain? A może outsider Carter?
Ocena: 6/6


Światowe i najbardziej rozgłaszane premiery książkowe, zazwyczaj u mnie obchodzą się bez echa – ewentualnie okazują się totalną porażką (patrz. „Nevermore”). Przy „Wybranych” autorstwa C. J. Daugherty nabrałam większego dystansu by nie przeżyć rozczarowania i może dobrze się stało, gdyż książka wywarła na mnie jeszcze większe wrażenie i z niecierpliwością odliczam dni do kolejnej premiery – tym razem, części drugiej.

Historia opowiada losy Alle Sheridan, nastolatki która po zaginięciu brata zmienia się nie do poznania. Niegdyś szczęśliwa, uśmiechnięta teraz zamknięta w sobie buntowniczka która co rusz ma na bakier z prawem nie radzi sobie sama ze sobą. Wydalenie ze szkoły i kolejne już aresztowanie skłaniają jej rodziców do podjęcia radykalnych środków wychowawczych i umieszczają Alle w prestiżowej Akademi Cimmeria. Szkoła, położona w lesie na całkowitym odludziu łączy w sobie luksus i elitę najlepszych uczniów ale także odcięcie od świata (brak telefonów, internetu, komputerów), mrok i tajemnice. Z ogromnym żalem Alle żegna się przyjaciółmi i stara się zaklimatyzować nowym miejscu. Jednak nie jest to takie proste. Inne dziewczyny nie darzą jej sympatią, wyśmiewają i drwią. Oparcie znajduje w Sylavainie – najprzystojniejszym chłopaku w szkole, oraz Jo – dziewczynie z którą się zaprzyjaźnia, zaraz po wspólnym spóźnieniu na lekcje. Do grupki jej znajomych dołączają również: Gabe (chłopak Jo), Lucas, Lisa i Ruth. No i Carter. Bardzo denerwujący (według Sheridan) wygadany i mający swoje własne zdanie na temat szkoły, chłopak która pojawia się nagle i miesza dziewczynie w głowie. Czas płynie niepostrzeżenie, a spokój zostaje zakłócony śmiercią jednej z uczennic. „ Gdy wszyscy wokół kłamią, komu zaufasz?”.

Wybrani” pierwszy tom, otwierający trylogię autorstwa C.J. Daugherty jest debiutem, co do tej pory mnie dziwi. Ksiązka powstała dzięki zafascynowaniu C.J. naturą przestępców (jako ciekawostkę warto podać, że w wieku zaledwie 22 lat widziała pierwsze martwe ciało, pracując wtedy jako reporter kryminalny) i okazała się bestsellerem wszech czasów, ustawiając się w kolejce do serialowej adaptacji.

Poświęciłam tej książce naprawdę wiele uwagi, skupiając się na każdych detalach i starając się wyciągnąć z niej jak najwięcej plusów i przyjemności. Nie było to wcale takie trudne, gdyż powieść łączy w sobie wszystko to, co powinna posiadać literatura tzw. „złotej półki”: tajemnice ukryte w niesamowicie barwnej i konkretnej fabule z przepięknym plastycznym tłem, bohaterów którzy są różnorodni pod każdym względem (od wyglądu po najdrobniejsze szczegóły charakteru) oraz stylem: lekkim ale za razem eklektycznym.

Daugherty pisze prosto, młodzieżowo, przekazując historię tak by nie wprowadzić w błąd, nie zagmatwać ale zarazem zaciekawić i wbić w fotel, dzięki czemu „Wybranych” czyta się łatwo i przyjemnie. Muszę również wspomnieć o ogromnym talencie graficznym projektantów okładki wydawnictwa Otwartego: powiew świeżości i oryginalności jakich teraz mało. Bezbłędny druk, wszystko dopracowane tak jak poziom książki. Ogromne brawa.

Podsumowując: jest to książka obok której nie da się przejść obojętnie. Osobiście nie mogę doczekać się kiedy zasiądę do tomu drugiego i ponownie przeniosę się w mury Akademii by przeżywać tajemnicze i mroczne przygody wraz z Alle i jej ekipą, kiedy znów dam się oczarować nieziemsko przystojnemu Sylavainowi i zreflektuje przy rozgadanym Carterze, ale przede wszystkim nie mogę doczekać się tego cudownego uczucia jakim jest euforia czytelniczka posiadając w ręku książkę najwyższej klasy. Polecam gorąco.


Książkę otrzymałam dzięki uprzejmości wydawnictwa Otwarte za co serdecznie dziękuję.

sobota, 28 września 2013

Stosik 3 + informacja

Witam,

jak widać "chwilowe" nieobecności się mnie trzymają -.-
Przeprowadzka do Poznania, zaczęcie nowego życia ciągnie za sobą masę obowiązków a co za tym idzie - pojawia się brak czasu którego nienawidzę z całego serca. Jednakże, wszystko wychodzi na prostą (postęp: ogarnęłam całą komunikację miejską, uczelnię i miasto) a sprawy zaległe zostały już pozałatwiane. 
By przypomnieć wam o swojej skromnej osobie przedstawiam wam wrześniowy mini stosik który czeka na opisanie. 
Zapraszam:

 Od góry po lewej stronie:

* Iwona Michałowska „Arkadia” (od wydawnictwa Videograf)
* Anna Głomb „Śmierciowisko” (j.w.)
* Anna Fincer-Ogonowska „Zgoda na szczęście” (od portalu Szuflada)
* Tamma Webber „Tak blisko…” (z wymiany)
* Albert Wass „Czarownica z Funtinel” (od wydawnictwa Świat Książki)
* Alison Sinclair „Światłorodni” (od wydawnictwa Bellona)

Od góry po prawej stronie:
 
* Gena Showalter „Alicja w krainie zombi” (od wydawnictwa Mira)
* Anna Łacina „Miłość pod psią gwiazdą” (od wydawnictwa NK)
* Richell Mead „Złota lilia” (j.w.)
* Dariusz Rekosz “Pocztówka z Toronto” (od portalu Nakanapie.pl)
* Jason Miller „Podręcznik Magii ochronnej…” (od wydawnictwa Studio Astro)
* Lisa Williams „Nieśmiertelność duszy” (j.w.)
* Henryk Rekus "Astrologia zodiak” (j.w.)
* Wielki sennik współczesny (j.w.)

Oprócz tego nawiązałam współprace z wydawnictwem zajmującym się nauką języków (mój wybór oczywiście padł na angielski) co zaowocowało 6 egzemplarzami ostatnich numerów gazetek. 

Wyczekujcie cierpliwie moich nowych recenzji. 
Wracam niebawem.

Wasza 
Laryska

poniedziałek, 2 września 2013

William Irwin (i inni) - Igrzyska śmierci i filozofia oraz Gra o Tron i filozofia

Autor: William Irwin i inni
Tytuł: Igrzyska Śmierci i filozofia
Wydawnictwo: Editio
Opis książki: Rozrywka może być niebezpieczna. Programy takie jak Big Brother czy Top Model udowodniły, że nasze zamiłowanie do podglądactwa może zamienić się w niebezpieczną rozrywkę. Postapokaliptyczny świat Panem nie jest wcale tak bardzo odmienny od naszej rzeczywistości, a jego głębsza analiza otwiera nam oczy na wiele zwykłych, codziennych problemów.

Ocena: 5/6

Z natury jestem osobą która wszędzie się dopatrzy drugiego dna - czy to w życiu, czy w filmie bądź literaturze. Właśnie dlatego tak często sięgam po przysłowiowy filozoficzny bełkot z nadzieją, że moje przypuszczenia się sprawdzą a wszelkie wątpliwości zostaną rozwiane. Z William'em Irwin'em spotkałam się już niejednokrotnie i tak jak w poprzednich książkach tak i tutaj w "Igrzyskach Śmierci" spisał się na medal. 

Licząca zaledwie 237 stron książka łączy w sobie siedem obszernych rozdziałów, które to zazwyczaj dzielą się na 2-3 mniejsze podrozdziały. W swoich przemyśleniach znani autorzy torują czytelnikom filozoficzną drogę od każdego Dystryktu aż po sam Panem z zamiarem przybliżenia i zrozumienia głównego motywu i fenomenu całej trylogii Suzanne Collins. Na początku można odnieść wrażenie, że książka będzie skupiała się głównie na filmie, jednak są to tylko błędne pozory. Wśród całej mieszaniny tematów jakimi zajmuje się ekipa twórców mamy jeden motyw przewodni - przysłowiowe podlądactwo. Skąd zamiłowanie ludzi to oglądania czyjegoś życia? Skąd się bierze zainteresowanie sprawami innych? I najważniejsze - dlaczego bardziej raduje nas ludzka tragedia niż szczęście? Na te pytania i wiele innych znajdziecie odpowiedzi właśnie w tej lekturze.

Naprawdę mam ogromną słabość to pióra Pana Irwina (ok, tutaj jest on tylko koordynatorem ale widać ten wkład) i za każdym razem jego książki bardzo mnie satysfakcjonują. Wśród ogromnej ekipy która przyłożyła rękę do powstania tej lektury mieszanina stylów i języka jest wręcz niewyczuwalna. Mamy nieskomplikowaną, wolą od psychologicznych i filozoficznych terminologii książkę, która swoją bogatą zawartością przekonuje nas, że w każdym z tomów znajduje się coś jeszcze do odkrycia.

Na pewno jest to pozycja dla osób które znają już całą trylogię w wersji papierowej - znajomość filmowa niewiele wam pomoże. Mi osobiście bardzo się podobało i zamierzam jeszcze nie raz wrócić do tej lektury kiedy dostrzegę coś co mogłoby mieć swoje drugie oblicze. Lekka, niezobowiązująca poczytajka na wolne chwile - ale bezbłędnie wydana, i wysoko ceniona. Polecam

******************************************
Autor: William Irwin i inni
Tytuł: Gra o Tron i filozofia
Wydawnictwo: Editio
Opis książki: Nadchodzi zima. Wichry wieją z północy, gdzie schroniły się pradawne rasy i żyją starzy bogowie. Minęły już lata pokoju i możnowładcy zaczynają grę o tron. Siedem Królestw pogrąża się w odmętach straszliwej wojny, w której stawką jest Żelazny Tron, czyli władza absolutna. Tymczasem na dalekiej północy budzi się starodawne zło, za Murem w siłę rosną demony…

Ocena: 4-/6

Zaraz po "Igrzyskach Śmierci" zasiadłam za nieco mniej lubianą, aczkolwiek bardzo znaną tematykę jaką jest książka "Gra o Tron". By zyskała coś więcej w moich oczach postanowiłam zapoznać się z jej drugą stroną, a wybór padł na kolejne dzieło Pana Williama tym razem pod patronatem gdzie "Słowo tnie głębiej niż miecz". Czy to się sprawdziło? Nie do końca....

O tej książce ciężko mi cokolwiek powiedzieć. Kiedy czytałam jej liczne rozdziały i mniejsze podpunkty miałam mieszane uczucia. W jednej chwili mówiła: tak, to jest to - wreszcie zrozumiałam; a w innej: Boże, co za beznadzieja. Dwóch autorów i jakże kiepskie i niejasne spojrzenie. Wszystko kręci się głównie wśród bohaterów - mamy najróżniejsze ich oblicza, analizowanie słów, postaw, ubiorów a nawet tego jak patrzą. Niestety, ale wieje tutaj nudą. Ogromnym plusem jest jednak to, że autorzy skupili się nie tylko na powieściach ale i na genezie serialu, który swoją drogą odbiega wreszcie od normy wampirowych serialików jakich teraz pełno w telewizji. Nie da się sklasyfikować tej powieści jako rewelacja/dno. Bardziej pasuje tutaj stwierdzenie: szału nie ma, ale potencjał jest.

Podobnie jak w poprzedniej książce tak i tutaj mamy lekki i prosty styl, bardzo zrozumiały język i brak encyklopedycznego bełkotu. Jest miło, fajnie i z pomysłem jednak niekiedy zbyt ogólnikowo. Za mało jest tutaj frywolności - można by powiedzieć, że topornie (cóż się dziwić, jaka seria książek/serial taka i filozofia) autorzy przedstawiają nam całokształt wszystkiego. Ale po mimo tych małych mankamentów da się czytać.

Z tą poczytajką również spędziłam kilka miłych godzin, nabrałam większej ochoty na czytanie poszczególnych tomów jak i na zasiądnięcie do serialu o którym słyszę same pozytywne opinie. Na pewno tak jak i poprzednio, jest to książka dla fanów, osób interesujących się filozofią i lubiących analizować to co jeszcze nieodkryte. Reszcie odradzam z czystym sumieniem mówiąc: są lepsze i bardziej godne uwagi książki niż te tutaj dwie jakie prezentuję.

Książki przeczytałam dzięki uprzejmości wydawnictwa Edito za co serdecznie dziękuję.

poniedziałek, 26 sierpnia 2013

I dwa lata minęło...jak jeden dzień...ogłoszenie wyników konkursu!

!Witam kochani!

Tak jest. Nadeszła wreszcie wiekopomna chwila a mianowicie - DRUGIE URODZINY BLOGA.
Nawet nie zdajecie sobie sprawy jak wiele to dla mnie znaczy. I sama nie wiem od czego zacząć. Ten rok był najbardziej zwariowany i pod względem czytelniczym jak i prywatnym. Przeszłam załamanie nerwowe, kryzys blogowy, złamane serce i rewolucję życiową ale jak widać - wróciłam, dalej czytam i piszę i nie zamierzam tego zmienić.
W ciągu całego roku udało mi się przeczytać około 200 książek najróżniejszej tematyki - jedne były lepsze inne gorsze, ale niczego nie żałuję bo każda książka coś wniosła do mojej głowy. Nawiązałam około 8 nowych współprac z wydawnictwami. Opublikowałam około 140 recenzji na blogu. To dla mnie samej nie lada wyczyn. 
Czas mija a książki nadal pozostają moją miłością na równi z muzyką i pisaniem. Pomimo przeciwności losu zawsze do nich wracam i jestem pewna, że tak zostanie do końca moich dni.
Jako iż jest to moje? (no dobra, bloga) święto chciałabym złożyć kilka podziękowań:

- Dziękuję moim najbliższym przyjaciółkom i przyjaciołom - Nastka, Aga, Paulo, Przemek - to dzięki Wam moje życie nabiera kolorów, a kiedy przychodzi chwila zwątpienia to właśnie Wy kopiecie mnie w tyłek i mobilizujecie do działania, wspieracie i jesteście ze mną. Kocham Was z całego serca :*

 - Dziękuję mojej mamie która, cierpliwie znosi naloty listonoszy i kurierów z coraz to nowszymi czytadłami  a później pomaga mi segregować i układać książki - jesteś jedyna :*

- Dziękuję wydawnictwom - wszystkim bez wyjątku - tym z którymi współpraca trwa, ale i tym z którymi się współpraca zakończyła. Dziękuję Wam za szansę, ogromne zaufanie i pomoc w samodoskonaleniu się :*

- Przede wszystkim dziękuję WAM moi drodzy CZYTELNICY - dziękuję Wam z całego serca za oddanie, za każdy komentarz, za każde wejście i przeczytanie moich "recenzji". Jesteście jedyni i życzę Wam wszystkiego co najlepsze. Mam nadzieję, że będzie ze mną przez kolejne lata. Dziękuję raz jeszcze :*

- I (tutaj błysnę skromnością) Dziękuję Samej Sobie - za to, że chociaż jestem leniwa, mało stabilna i z tą silną wolą również cienko bywa, to jednak to co zaczęłam - robię nadal. I chcę to kontynuować jeszcze przez bardzo, bardzo długi czas.

Jeśli chodzi o podziękowania - to tyle. Z okazji 2 urodzin bloga chciałabym dać Wam wszystkim szansę na bliższe poznanie mnie, dlatego pod tym postem możecie zostawić po 2 pytania (obojętnie jakie) a ja w następnej notce opublikuję odpowiedzi. Zapraszam was również na mojego FB, Aska.fm oraz Gochta.in - lajkujcie, pytajcie, rozmawiajcie.

Od października zaczynam studia, trochę się boję jak będzie wyglądał mój plan, czas wolny i wszystkie obowiązki więc na pewno musicie szykować się na mniejszą ilość recenzji. W połowie września muszę się przeprowadzić, ale obiecuję że każdą wolną chwilę poświęcę dla Was i dla Bloga.

To chyba by było na tyle, czas przejść do wyników konkursu.
Spośród masy zgłoszeń ciężko było wybrać najlepsze prace, jednak dzięki pomocy przyjaciółki cel został osiągnięty. Miło jest mi ogłosić, że zwyciężcą urodzinowego konkursu jest:
WERONIKA WALTER z bloga Kto Czyta Książki Żyje Podwójnie
GRATULACJE!!
Twoja praca powaliła mnie na kolana - w następnej notce zostanie ona opublikowana na blogu. Czekam na dane do wysyłki książek.

I to by było na tyle. Nie będę już zanudzać i przynudzać. Czekam na pytania a tym czasem podzielę się z wami dwoma zdjęciami z ostatniej sesji zdjęciowej na jaką dałam się namówić. 

Buźka 
Larysa


M.P. Kozlowsky - Juniper Berry & Fabrice Hadjadj - Wiara demonów

Autor: M. P. Kozlowsky
Tytuł: Juniper Berry I tajemnicze drzewo
Wydawnictwo: Esprit
Opis książki: Juniper Berry, córka sławnej i uwielbianej pary aktorów, tęskni do dni, kiedy rodzice mieli jeszcze dla niej czas. Niespodziewanie odkrywa, że za zmianą w ich zachowaniu kryje się mroczna tajemnica, do której kluczem jest niezwykłe drzewo rosnące w ogrodzie. Między jego korzeniami skrywa się przejście do groźnego podziemnego świata, którym rządzą okrutne reguły. Czy Juniper uda się uratować rodziców od losu gorszego niż śmierć?

Ocena: 5,5/6

Na książkę Pana Kozlowskiego przyszło mi czekać bardzo długo. Oczarowana okładką, wiedziałam że ta historia nie będzie banalną bajką na dobranoc. I nie pomyliłam się. "Juniper Berry" przeniosło mnie w całkiem inny świat i do tej pory żałuję, że nie ma kontynuacji przygód małej dziewczynki.

Historia opowiada losy jedenastoletniej Juniper Berry która za sprawą swoich sławnych rodziców aktorów musi wieść samotne życie. Do tej pory jednak nie przeszkadzało jej to - cała trójka spędzała wiele czasu ze sobą bawiąc się i gotując przysmaki, a co za tym idzie zacieśniając więzy rodzinne. Jednak sielanka nie trwała zbyt długo. Wraz z upływem czasu i wzrastającą karierą rodziców, Państwo Berry na swój sposób zapominają o córce a wszystkiemu winne jest drzewo rosnące nieopodal posiadłości. Co kryje w sobie? Jakie tajemnice przyjdzie odkryć Junniper? Tego dowiecie się czytając.

Na samym początku myślałam, że będzie to zwykła książka o niczym głównie skierowana do młodych odbiorców - tak wiem, nie powinno oceniać się po okładce. Jednak ze strony na stronę rozumiałam, że pod pozornie niezobowiązującą fabułą kryje się ważny przekaz i ostrzeżenie, nawiązujący do tego, że pogoń za marzeniami, karierą i sukcesem nie zawsze kończy się dobrze. Brak umiaru i przysłowiowy wyścig szczurów nie jest nam teraz obcy. Dorośli gnają za pieniędzmi jak zwariowani myśląc, że to jest w życiu najważniejsze. W tej historii, świat przedstawiony oczami dziecka pokazuje, że tak naprawdę najważniejszymi wartościami w życiu są: miłość, rodzina i przyjaciele a bogactwa materialne mogą sprowadzić na złą drogę.

Od pierwszego spotkania zapałałam sympatią do głównej bohaterki. Juniper to młoda dziewczynka pełna miłości. pasji i zaangażowania w pomoc innym. Wraz ze swoim nowo poznanym przyjacielem wyrusza w głąb koszmarów by uratować nie tylko siebie i swoich najbliższych ale i innych ludzi. Barwna postać jakich mało teraz w książkach. Na tle plastycznego i niesamowicie realnego tła scala wszystko w jedno, dzięki czemu otrzymujemy piękny bestseller.

Język w książce jest prosty i nieskomplikowany. Styl lekki i frywolny, z dawką dziecięcego humoru i zabawy. Jestem do tej pory pod ogromny wrażeniem ilustracji zawartych w lekturze, oraz bezbłędnemu drukowi jak i wydaniu, więc nie pozostaje mi nic innego jak tylko POLECIĆ wam tę wspaniałą książkę. Jestem pewna, że tak jak i ja zostaniecie wciągnięci w niezobowiązującą przygodę gdzie każdy warunek i cel stawia przed nami sprytna jedenastolatka.

***********************************************
Autor: Fabrice Hadjadj
Tytuł: Wiara Demonów
Wydawnictwo: Esprit
Opis książki: Świat demonów jest niepokojąco blisko nas. Często prawdziwe zło kryje się tam, gdzie najmniej byśmy się go spodziewali – w „pobożnych uczynkach”, które nie mają nic wspólnego z miłosierdziem, w fanatycznych okrzykach tych, którzy z Boga uczynili slogan, w naszych własnych sercach. Wobec takiej wiary – pewnej swego, tryumfującej, pozbawionej wdzięczności, fałszującej przesłanie Ewangelii – nawet ateizm wydaje się mniej szkodliwy; „komu wiele dano, od tego wiele wymagać się będzie”.

Ocena: 4/6

Po "Tajemniczym drzewie" postanowiłam sięgnąć po coś bardziej doroślejszego. "Wiara Demonów" również spod patronatu wydawnictwa Esprit, mimo iż podobała mi się nieco mniej, również wywarła na mnie pozytywne odczucia.

Do kwestii wiary podchodzę bardzo sceptycznie. Ok, jestem osobą która wierzy w Boga, jednak nie traktuję wszystkiego też zbyt poważnie. Kościół, wraz z wiekiem przestałam postrzegać jako azyl który schroni mnie przed złem i pozwoli się wyciszyć, lecz jako instytucję która - bardzo podobnie jak ZUS, wie jak zbić majątek na potencjalnych chrześcijanach. Zabierając się za książkę Fabrice nie wiedziałam czego mogę się spodziewać. I cóż, zostałam ponownie zaskoczona. Bo autor zamiast skupić się na Bogu...leci w tango z demonami.

By nie pisać kolejnej książki typu: "Wierzcie w Pana, bo są na to dowody w postaci Pisma Świętego" autor skupił się na sile zła i jego relacjach z Bogiem. Nie od dziś wiadomo, że jak istnieje dobra to i zło do pary musi być. I w tej właśnie o to sposób Hadjadj (nie no, facet ma nazwisko zajefajne) przekazuje nam informację, że nawet same demony wierzyły i były blisko naszego Stwórcy. W śród licznych cytatów, podań jakie serwuje nam autor samoistnie zostajemy chociaż w lekkim stopniu przekonaniu, że: "Wow, faktycznie. Bóg istnieje.". O ile dobrniemy do końca książki, a to niestety nie jest zbyt proste, gdyż Fabrice pisze chaotycznie, sypie suchymi faktami i nie potrafi wzbudzić w czytelniku aż tak wielkiego zainteresowania.

Poza tymi małymi minusami, książka jest naprawdę wart uwagi. Jest to coś innego i świeżego. Jeśli ja przebrnęłam przez książkę o takiej tematyce to kochani - ona musi coś w sobie mieć. Fakt faktem nadal uważam, że istniały dinozaury, a człowiek niekoniecznie powstał przez "pyknięcie Pana" ale - jestem przekonana, że istnieje siła wyższa która nad nami czuwa. Polecam książkę zdecydowanie osobom mojego pokroju, tym którzy interesują się religią oraz tym którzy szukają literatury wymagającej myślenia. Na pewno będziecie zadowoleni.

Książki otrzymałam dzięki uprzejmości wydawnictwa Esprit za co serdecznie dziękuję.

niedziela, 18 sierpnia 2013

Łukasz Malinowski - Karmiciel kruków, Jolanta Reisch - Alkoholik & Tomasz Stężała - Kapitanowie 1941

Autor: Łukasz Malinowski
Tytuł: Karmiciel kruków
Wydawnictwo: Instytut Wydawniczy Erica
Opis książki: Lato 1941. Na sowiecko-niemieckiej granicy “pokoju” gromadzą się milionowe armie szykujące się do zadania morderczego ciosu niedawnemu sojusznikowi. Młodzi oficerowie są gotowi, by spełnić swój obowiązek i poprowadzić żołnierzy do zwycięstwa. Druga odsłona losów młodych oficerów, którzy przeszli swój chrzest bojowy we wrześniu 1939 roku. Młodzi Niemcy zdobywają medale w kampanii francuskiej, Edwin Giermanowicz walczy z wrogami Związku Sowieckiego.

Ocena: 5,5/6

Nigdy nie przepadałam za książkami historycznymi, wręcz uciekałam przed nimi gdzie pieprz rośnie. Ale jak to się mówi - do odważnych świat należy i swoją niechęć zapragnęłam zażegnać powieścią Pana Malinowskiego. "Karmiciel kruków" nie dość, że pozbawił mnie nadmiernej awersji do historii to spodobał mi się, na tyle że z czasem na pewno wrócę do jego twórczości.

Cała akcja rozgrywa się w Skandynawii w okresie X wieku. Główny bohater Ainar - mężczyzna przystojny, odważny i waleczny to istny kobieciarz. Wystarczy, że pstryknie palcami a kobiety ścielą mu się do stóp. Oprócz opinii amanta i playboya Ainar jest średnio znanym, jednak cenionym poetą, który za swoje rymy potrafi zebrać nie jedną nagrodę. Jednak posiada też swoją drugą naturę - awanturniczą i zadziorną, a przez swoje bezczelne i nieprzemyślane zachowanie wywołuje małą wojnę przed którą musi uciekać. Ścigany, schronienie odnajduje w klasztorze na wyspie Irów. Kiedy dochodzi tam do dziwnych i niewyjaśnionych morderstw a głównym podejrzanym staje się nasz bohater, wszystko się zmienia. Ainar by oczyścić się z zarzutów musi odkryć zagadkę nie tylko dokonanych zbrodni ale i odkryć swoją przeszłość.

"Karmiciel kruków" to połączenie fantastyki i kryminału w oprawie historycznej. Autor świetnie buduje klimat tajemnic i niewyjaśnionych zagadek. Świetnie dopracował fabułę jak i bohaterów, racząc nas różnorodnością, plastycznym krajobrazem i zabawnymi dialogami. Stereotyp o tym, że tylko zagraniczna literatura jest coś warta zostaje tutaj obalony silnymi argumentami. Wystarczy przeczytać kilka pierwszych rozdziałów i od razu można rzecz: Tak, ta książka broni się sama.

Naprawdę miło spędziłam czas wraz z Ainar'em podróżując i odkrywając przeszłość. Postać ta jest niesamowicie barwna i ciekawa, nie można się przy niej nudzić. Niesamowite jak na przestrzeni całej lektury zmienia się i z buntownika wychodzi na prawego człowieka. Naprawę, miłe i pozytywne zaskoczenie jakich teraz brak w dzisiejszych książkach. Prosty i zrozumiały język i lekki styl to cechy charakterystyczne dla twórczości Pana Łukasza. Do tego piękne wydanie z nieziemską okładką która przyciąga wzrok i bezbłędny drug tylko utwierdzają mnie w przekonaniu, że my Polacy wychodzimy z cienia.

Zdecydowanie polecam fanom historii i fantastyki - będziecie zachwyceni. Tym którzy tak jak ja mają opory przed taką literaturą powiem tylko tyle: jeśli ja się dałam oczarować, to i wy się przekonacie. Naprawdę książka warta uwagi, a sam autor godny pochwalenia. 

********************************************
Autor: Jolanta Reisch-Klose & Ewelina Głowacz
Tytuł: Alkoholik - instrukcja obsługi
Wydawnictwo: Instytut Wydawniczy Erica
Opis książki: Życie z alkoholikiem boli – ta książka ma sprawić, by bolało mniej. Nie jest grzechem kochać alkoholika – grzechem jest kochać go głupio i podtrzymywać jego uzależnienie. Alkoholik to książka dla współuzależnionych kobiet. Daje przykłady rozwiązań, pokazuje jak wybrnąć z trudnych sytuacji, ale w żadnym przypadku nie mówi, że będzie łatwo. Łatwo nie będzie, ale może być spokojniej.Jest to książka dla każdego, kto w mniejszym lub większym stopniu spotkał się z problemem uzależnienia. A takich ludzi jest w Polsce blisko 10 mln. Wielu z nas ma kogoś takiego w rodzinie lub wśród znajomych. 

Ocena: 4-/6

By odsapnąć po wojennych ścieżkach, zaraz po wyżej wymienionej książce zasiadłam do - nie mniej ciekawej jak się okazało później, pozycji kolejnych polskich autorów. "Alkoholik. Instrukcja obsługi" to dzieło dwóch Pań które w bardzo prosty i przystępny sposób przekazują czytelnikowi jak radzić sobie kiedy blisko nas znajduje alkoholik.

Cała książka to tak naprawdę jeden wielki poradnik, który ma za zadanie pomóc osobom dotkniętym bezpośrednio i pośrednio problemem alkoholowym. Nie jest to jednak lektura typu: zrób tak, tak i tak a będziesz zdrowy. Nie, nie. Tutaj jedynie, poprzez dobrze podane i mocno sugestywne fakty znajduje się zachęta do podjęcia terapii i leczenia długotrwałego. Bo nie oszukujmy się - z alkoholizmu nie da się wyleczyć ot tak sobie, a tym bardziej jakąś książką.

Wbrew pozorom "Instrukcja obsługi" nie jest tylko skierowana do osób które - że się tak wyrażę, "już w tym siedzą". Myślimy sobie: A co mnie to obchodzi. Ja nie mam z tym problemu, moi bliscy też nie - więc na kij mi ta książka. I to myślenie jest błędne. Dla samego odnalezienia się sytuacji i zapoznania z problemem który swoją drogą opanowuje XXI wiek warto przeczytać ten poradnik. Nigdy nie wiadomo co nas w życiu czeka, a zapamiętana nauka zawsze się może przydać.

Lekka, prosta, nieskomplikowana - tak w trzech słowach mogłabym opisać dzieło dwóch autorek. Nie ma przynudzania, owijania w bawełnę czy terminologii psychologicznej. W "Alkoholiku" mamy wszystko to, co powinno nas zmotywować do działania. Z tego właśnie względu polecam tę książkę każdemu bez wyjątku. Życie różne scenariusze pisze, więc lepiej niekiedy dmuchać na zimne.


************************************
Autor: Tomasz Stężała
Tytuł: Kapitanowie 1941
Wydawnictwo: Instytut Wydawniczy Erica
Opis książki: Życie z alkoholikiem boli – ta książka ma sprawić, by bolało mniej. Nie jest grzechem kochać alkoholika – grzechem jest kochać go głupio i podtrzymywać jego uzależnienie. Alkoholik to książka dla współuzależnionych kobiet. Daje przykłady rozwiązań, pokazuje jak wybrnąć z trudnych sytuacji, ale w żadnym przypadku nie mówi, że będzie łatwo. Łatwo nie będzie, ale może być spokojniej.Jest to książka dla każdego, kto w mniejszym lub większym stopniu spotkał się z problemem uzależnienia. 
Ocena: 2/6

I znów powróciłam do historycznych przygód, jednak tym razem była to wyprawa ciężka, trudna i całkowicie nieudana. Poległam ja, poległa i książka. "Kapitanowie 1941" to ciężki tom, który nawet doceniając za kreatywność, ciężko nazwać dobrą książką.

Rok 1941, lato. Na granicy sowiecko-niemieckiej gromadzą się armie by zadać ostateczny cios i pokonać swoich niedawnych sojuszników. Podwładni oficerów wyższej rangi muszą wykonywać powierzone im zadania bez mrugnięcia okiem - nawet jeśli są sprzeczne z ich własnymi przekonaniami czy zasadami moralnymi. Historia wojny, ludzi i ich poświęcenia. Wśród zgliszczy i trawiących przez ogień zalążków przyszłości widzimy historię osób która szukają lepszego jutra. Jednak czy w czasie wojny jest to możliwe?

Są książki o których mogłabym pisać i opowiadać godzinami, są też takie o których nawet nie wiem co mam powiedzieć a co dopiero napisać - i właśnie ta powieść należy do tej drugiej opcji. "Kapitanowie 1941" to toporna lektura, która oprócz ukazania wojny od środka nie ma w sobie nic ciekawego. Autor za wszelką cenę przekazuje suche fakty, tracąc wątek i fabułę - o ile można ją znaleźć. Wydaje mi się, że zamiast najpierw nakreślić pomysł, a później wpleść w to wątki historyczne, Pan Stężała zrobił wszystko odwrotnie. Skutkuje to tym, że książka wieje nudą, czyta się ją opornie i marzy się by szybko dojść do końca - ja modliłam się o to przy każdej stronie. 

Język jest prosty, styl lekki - są to jedyne dwa plusy tej powieści. Niestety ale więcej nie znalazłam. Osobiście cieszyłam się jak małe dziecko gdy ją skończyłam i odłożyłam na półkę by zająć się czymś innym. Są powieście lepsze i gorsze, jednak tutaj nawet na siłę nie potrafię przekonać kogokolwiek by dał tej książce szansę - nic dziwnego skoro sama nie jestem do niej przekonana i uważam ją za pomyłkę. 

Podsumowując:  nie polecam, jest to strata czasu i nerwów. Chociaż autor się starał, ma potencjał i pomysły wykonanie padło mu całkowicie. Moim zdaniem jest tutaj za mało barw i plastyczności - wszystko jest suche i wyjęte rodem z podręczników od historii. Wśród trzech książek znalazła się perełka, piękna muszla i czarna małża z ciapą w środku, jednak nie zmienia to faktu, że pogłębiłam swoją wiedzę i zabiłam nudę. A na co wy się skusicie? 


Książki przeczytałam dzięki uprzejmości Instytutu Wydawniczego Erica za co serdecznie dziękuję.

środa, 7 sierpnia 2013

Katarzyna Berenika-Miszczuk - Wilk & Wilczyca

Autor: Katarzyna Berenika Miszczuk
Tytuł: Wilk
Wydawnictwo: W.A.B
Opis książki: Nastolatka Margo Cook razem z rodzicami przenosi się z centrum Nowego Jorku do prowincjonalnego miasteczka Wolftown. Od przyjazdu dręczą ją dziwne koszmary, w których podczas pełni ucieka przez ciemny las przed tajemniczym i groźnym prześladowcom. Jej lęk potęguje gęsta puszcza otaczająca miasteczko, po którym biega stado wilków, wyjąc do księżyca. W szkole Margo poznaje Ivette Reno, outsiderkę w hermetycznej społeczności Wolftown, a take Maxa Stone'a, zamkniętego w sobie blondyna, należącego do grupy metalowców.
Ocena: 3/6


Czy jedna przeprowadzka może zmienić życie o 360 stopni? Wplątać nas w świat fantastycznych stworzeń? Jak widać może, nawet jeśli nie mieści nam się to w głowie. Bo przecież nie wszystko może być tym jakim nam się wydaje…

Po książkę sięgnęłam z czystej ciekawości, z chęcią przełamania swojego oporu co do polskich autorów. Mogę powiedzieć, że szczęście nie do końca mi dopisało, chociaż spodziewałam się, odłożenia lektury już po jednym rozdziale. Stety niestety dobrnęłam do końca.

Historia opowiada losy amerykańskiej nastolatki - Margo Cook, która została zmuszona przeprowadzić się z ukochanego Nowego Jorku, do małego miasteczka o nieprzeciętnej nawie – Wolftown. Jako nowa uczennica Margo staje się obiektem zainteresowania ale także outsiderską - panujące zasady szkolne nie pozwalają „nowej” należeć do różnych świt takich jak np. sportowcy czy mole książkowe. Na szczęście zaprzyjaźnia się z Ivette, również nową uczennicą, choć z większym stażem szkolnym, która jest totalnym przeciwieństwem Margo – jednak ani jednej ani drugiej to nie przeszkadza. Już pierwszego dnia poznaje tajemniczego Maksa – siedemnastolatka, metala który jest uosobieniem ideału dla Margo. Jednak on zdaje się jej nie zauważać, a co ciekawsze wydaje się że skrywa jakiś sekret. Za punkt honoru dziewczyna stawia sobie, że pozna bliżej Maksa i rozwikła jego zagadkę oraz znajdzie sposób na pozbycie się swoich koszmarów sennych. Nie wie jednak, że przez swoją ciekawską naturę zostanie wplątana w świat nie z tej ziemi.

Książka od pierwszych stron zionie debiutem. Cały styl pisarki jest rodem z onetu ściągnięty, a nawet i gorzej. Podwójne wykrzyknienia, powtarzające się zdania…wszystko płytkie i nie domówione. Język też za bogaty nie jest i bardzo kuleje, ale dam już z tym spokój. Tłumaczę ten fakt tym, że powieść powstała kiedy autorka miała raptem 15 lat, więc czego ja wymagam. Sama raczej nie naskrobałabym ponad 300 stron. Następna rzecz jaka mi się rzuciła w oczy to Max, znaczy jego wypowiedzi, czy raczej powinnam powiedzieć „mruknięcia”. W całej książce pełno jest tego typu zwrotów:
„ - Aha – mrukną Max.”
„ - Tak, musimy uciekać! – mruknął Max.
„- Chyba o to. – mruknął Max.”
Ludzie litości. Wielbiłam stronę na której było zdanie: „ – powiedział Max.”, chociaż wielu takich nie było. Mruczeć to może kot, a nie chłopak który wyznaje miłość dziewczynie.

Oprócz tego umiejscowienie akcji nie wyszło autorce na dobre. Widać gołym okiem, że cały schemat szkolny jak i obraz miasteczka ściągnięty jest z różnych, płytkich filmów. Pomysł też nie jest oryginalny, wszystko już było wykorzystane w innych książkach, chociaż teraz znaleźć coś oryginalnego graniczy z cudem, więc czepiać się aż tak nie będę.

Nastawiłam się, że książkę ocenię na 1 góra 2 w skali ocen na 6, jednak nie mogę tego zrobić ze względu na postaci i łatwość czytania. Margo – nie licząc awersji do różowego, jest bardzo podobna do mnie. Nie jest to słodka, że aż mdła dziewczyna która nie wie czego chce, tylko gotowa do poświęceń dorastająca kobieta która potrafi odróżnić co jest dla niej dobra a co nie. Ivette polubiłam za tę jej bezkompromisowość, lekkość życia i lubienie koloru różowego – chociaż później dziewczyna przechodzi małą przemianę. Co do Maxa – nie mój typ chłopaka, jednak byłabym w stanie się w nim zakochać (oczywiście, gdyby przestał mruczeć). Tajemniczy, niedostępny i trochę szorstki dla otaczających go ludzi, ale także romantyczny i wrażliwy, przyciąga swoją osobowością.

Plus za bohaterów i przyjemne czytanie. Książkę, dosłownie łykłam w 2 wieczory. Lekka i naprawdę wciągająca fabuła sprawia, że ciężko się oderwać a i czytanie bez emocji jest raczej niemożliwe.

Gdybym bardziej uczepiła się tego języka i stylistyki, książka dawno już wylądowałaby w koszu albo i na dachu sąsiedniego mieszkania. Ale bohaterowie i przyjemność z jaką się zaangażowałam w życie Margo i Maxa nie pozwalała mi tego zrobić. Przeżyłam z nimi dobrą przygodę i mimo błędów i niedociągnięć już czytam część drugą.
Komu mogę polecić? Osobą którzy tak jak ja kibicują młodym autorom, lub wracają do ich debiutów. Dziewczynom które wciąż mają sentyment do tanim i mało wyszukanych sztuczek miłosnych. Książka jest idealna na chwile wytchnienia, przerwę w szkolę lub dzień w którym trzeba sobie poprawić humor.

*************************************
Autor: Katarzyna Berenika Miszczuk
Tytuł: Wilczyca
Wydawnictwo: W.A.B.
Opis książki: Powieść Wilczyca Katarzyny Bereniki Miszczuk trzyma w napięciu od pierwszej do ostatniej strony. Niebezpieczne projekty tajnej grupy genetyków, zagrożenie życia głównych bohaterów, eksperymenty na ludziach, wyścig z czasem i FBI, nie wspominając o grupie młodzieży, której członkowie pod pewnym względem znacznie różnią się od zwykłych ludzi, nie pozwalają czytelnikowi odetchnąć ani na chwilę.
Ocena: 3,5/6


Po przeczytaniu pierwszej części, posiadałam już drugą, jednak musiałam zrobić sobie małą przerwę – obawa, że następna książka będzie tak samo słaba ja poprzednia, rozsiała we mnie wiele obaw. Dziś po skończeniu „Wilczycy” mogę śmiało powiedzieć, że moje wygórowane obawy okazały się bezpodstawne, książka mimo iż nie powala na kolana wciąga niesamowicie.

W „Wilczycy” ponownie spotykamy się z bohaterami z poprzedniej części. Margo – której wszczepili wilczego wirusa stara się przemienić, jednak na próżno, ku uciesze jej chłopaka Maxa. Cała grupa wilków przyjęła dziewczynę do swojego grona pomimo wszystko, dzięki czemu nie czuję się odrzucona. Po wypadku, Ivette traci pamięć jednak przebłyski świadomości mogą przysporzyć jej kłopotów, toteż Margo stara się wszystko trzymać w ryzach. Jednak nie wszystko jest takie proste, kiedy w miasteczku zaczyna grasować niebezpieczny potwór który zabija bez opamiętania. Razem z całą grupą wilków Margo postanawia rozwikłać zagadkę tajemniczych morderstw, a pomóc jej mogą w tym nie tylko przyjaciele ale i sny które znów zaczyna miewać…sny które, zaczynają się ziszczać.

Zdecydowanie mogę powiedzieć, że druga część jest lepsza, o wiele lepsza. Bliżej poznajemy bohaterów, akcja rozwija się szybko i płynnie. Fabuła jednak pada na sto dwa – wątki są tak znane nam już z filmów i innych książek, że zaskoczenia tutaj nie będzie – no może poza zakończenie, bo to uważam za dość ciekawe.

Język mimo iż nie najbogatszy jest przystępniejszy i płynniejszy niż wcześniej. Szału nie ma, jednak czyta się naprawdę przyjemnie, niestety poziom onetowskich blogów nadal jest wyczuwalny, chociaż nie umniejsza to aż tak bardzo książce. Denerwujące są natomiast podwójne, a nawet potrójne wykrzyknienia i dość częste „mruknięcia” – albo ja się już na to tak wyczuliłam po części pierwszej. Sam styl w jakim książka jest napisana, nazwałabym „oględnie poprawnym”.

Czy polecam? Nie wiem, jest tyle książek znacznie lepszych i ciekawszych od „Wilczycy”, że co niektórzy mogą po prostu zmarnować na niej czas. Dla mnie to była zwykła lekturka na oderwanie się od rzeczywistości, jednak oceniłam ją wyżej niż poprzednią część, z pobudek czysto prywatnych – mnie się podobała, a czytając inne opinie jestem jedną z niewielu takich osób. Mogę jedynie powiedzieć, że książkę można przeczytać tylko z ciekawości co do własnego zdania o niej.

Za ponowne przeczytanie książek dziękuję wydawnictwu W.A.B.